Mniej piszę, bo odpoczywam. Przede wszystkim psychicznie, bo tego potrzeba po miesiącach przygotowań i dwóch maratonach. Oczyścić głowę i znów poczuć głód biegania. Ale truchtam sobie dla zwykłej higieny ciała i głowy. W tempie „jak mi się chce” i na dystansach „ile mi się chcę”. Czasami wychodzą całkiem poważne wybiegania, a czasami wycieczki biegowe, podczas których można spokojnie porozmawiać z kolegą.
Wczoraj miałem 90 min dla siebie, które mogłem poświęcić albo na czekanie na syna (który nota bene też trenował) albo na bieganie. Więc wybrałem bieganie i udało mi się zrobić całkiem sympatyczną wycieczkę na trasie Świdnik – Krępiec – Podzamcze – Mełgiew – Franciszków – Świdnik. Wyszło trochę ponad 17km w dobrym tempie ok. 5:05 min/km. To już bieganie tego typu, które pozostawia po sobie efekt (zresztą każde pozostawia, to raczej kwestia skali).
Czuję już coraz większą świeżość (jak mawiał pewien komentator „w kroku” 😉 i za kilkanaście dni będę gotowy na powrót do treningów. Trzeba jeszcze raz przemyśleć w tym czasie plany startowe na jesień i ruszyć na początku czerwca z codziennym kieratem. I właśnie dlatego jest teraz odpoczynek – bo codzienny trening to jednak obciążenie nie tylko dla ciała, ale przede wszystkim dla głowy. Mimo, że bieganie daje tak wiele, to potrafi również dać w kość.