Wrześniowy weekend

Dla mnie to absolutnie najfajniejszy czas w roku – koniec lata i początek jesieni. Weekend, który jest za nami był chyba pod względem aury jednym z fajniejszych w tym roku – idealne warunki, takie w których mógłbym żyć cały rok. Delikatny wiatr, temperatura 20-25 stopni, niezbyt nachalne słońce. A do tego pomidory nigdy nie smakują lepiej niż we wrześniu.

Wrzesień jest świetny również dla biegaczy – nie tylko dlatego że pomidory są doskonałym źródłem tak potrzebnego nam potasu. Ale przede wszystkim to czas żniw – dostajemy wrzesdokładnie to na co zasłużyliśmy pracą, która zaczęła się zimą. To ciężki okres, bo jesteśmy już zazwyczaj na końcu przygotowań do maratonów, obciążeni historią treningów, a przed nami jeszcze kilka trudnych jednostek do zaliczenia.

Ale na szczęście z treningu na trening czuję, że to co zrobiłem przynosi efekty. W piątek niemal od razu po pracy wybiegłem na trzygodzinny trening. Dwie pętle przez Świdnik Duży i wokół lotniska, każda po około 19 kilometrów. Pierwszą przebiegłem ze średnim tempem około 5:00min/km. Na drugiej było o kilka ładnych sekund szybciej. Bez większych problemów (na ostatnim kilometrze coś lekko zaczęło ciągnąc mnie w mięśniu).

W sobotę potruchtałem z kolegą i synem po bieżni. 30 minut truchtu i marszu, a potem zrobiliśmy rozgrzani z Julkiem test na 400m. On pobiegł w 1:49, ja w 1:19. Mój wynik średni, przede wszystkim dlatego, że po 250 metrach zacząłem czuć piątkowe 38 kilometrów. Po prostu nogi nie wypoczęły. Tak czy inaczej fajnie biegnie się szybko po porządnej rozgrzewce (na którą zazwyczaj nie mam czasu).

Niedziela był jeszcze przyjemniejsza i zanim wyszedłem potrenować przejechaliśmy się na rowerach. Godzina jazdy, ponad 12km – wolno, ale to wycieczka z dzieckiem. Ja zresztą nie jeżdżę wiele – rower to okazja do wspólnego spędzania czasu. Wieczorem trening – prawie 20km, z czego godzina w pierwszym zakresie (chociaż dość żwawo po 4:51min/km) i 6km tempa maratońskiego (wyszło po 4:01min/km). Kiedy kończyłem pulsometr pokazał 192 uderzenia – sporo.

Cały weekend zamknąłem w ponad 62 kilometrach. Jeśli dodać do tego 1,5 przeczytanej książki i kilka odcinków dość fajnego serialu, to wrześniowy weekend okazał się całkiem udany. Mam nadzieję, że następne będą jeszcze lepsze. Szczególnie ten 22-24 września!

Leave a Reply