Przedostatni tydzień przygotowań do jesiennego maratonu. Przede mną, jak określił trener, najcięższy trening w mezocyklu, a za mną 14 tygodni pracy. To moment, w którym naprawdę zaczyna brakować motywacji. Z drugiej strony odpuszczając teraz łatwo przekreślić kilkanaście tygodni pracy. Więc trzeba zamienić się w robota do biegania, zacisnąć zęby i trenować.
Poniedziałek
Jestem zmęczony po weekendzie. Czuję to, ale w planie nie mam zbyt ciężkiego treningu. Ostatnie podbiegi przed startem. 10 powtórzeń po 60 sekund biegu pod górę. Robię je na wiadukcie. W moim odczuciu wychodzą słabo, dość wolno. Wydaje mi się, że były treningi, na których dobiegałem w minutę dalej.
Wtorek
Pada cały dzień, a ja mam w planie dwie godziny biegania. Piszę nawet wcześniej do trenera i omawiamy opcję skróceni treningu. Umawiam się z Arturem i w zasadzie dzięki temu wychodzę biegać, a deszcz pada. Jest ciemno i mokro. Biegniemy na pętle 5 km – Wyszyńskiego/serwisówka/Lotników Polskich/Klonowa. O dziwo, po kilkunastu minutach treningu deszcz ustaje, a my narzekamy, że za grubo się ubraliśmy. Artur wraca po kontuzji palca, która zdemolowała jego formę i plany startowe. Straszny pech, bo wiem, że był w doskonałej formie. Biega ze mną ponad godzinę, a na ostatnie 5 km zostaję sam. Gdyby nie towarzystwo nie wiem czy dałbym radę. Z trasy wychodzi mi 23,3 km w 1:55, czyli mam prawie dwie godziny biegania w tempie 4:54 min/km.
Środa
Jeżeli wczoraj nie chciało mi się biegać, to dziś nei chce mi się jeszcze bardziej. A dodatkowo nie mam czasu. W zasadzie na siłę wciskam trening interwałowy. To tzw. odwrócona piramidka. Czas trwania szybkich odcinków idzie najpierw w górę, a potem w dół. Zaczynam od 1 min, potem 2, 3 i 4 min. Następnie znów 4 min i symetrycznie do 1 min. Przerwy od 90 sekund do 3 minut. Jest ciężko, jestem zmęczony, ale daję z siebie wszystko. Wyszło nawet w porządku – w skali szkolnej mocna 3+
Czwartek
Wreszcie wolne
Piątek
To jest właśnie ten trening, który w planie opisany mam jako „najcięższą jednostkę w mezocyklu”. Mam biec najpierw 2 godziny w tempie easy, a potem na 6 km przyspieszyć do maratońskiego. Po szybkim spojrzeniu na rozpiskę wychodzi mi, że przebiegnę ponad 30 km, z czego ostatnie 6 km dość szybko. Ale skoro za kilka dni mam przebiec tak szybko całe 42 km, to raczej nie ma wyjścia i trzeba to zrobić…. Uważam, żeby nie szarżować na wolnym odcinku. Pogoda jest słaba – wieje silny wiatr, więc nie mam problemów z trzymaniem dyscypliny. Żmudne 2h biegnę w tempie 5:01 min/km. A potem czas na przyspieszenie. Pod wiatr, więc uważam żeby nie szarżować. Na 4 i 5 km trochę spada mi tempo, ale na ostatnim walczę, przyspieszam i ostatecznie spokojnie wykonuję plan. 6 km zajmuje mi dokładnie 24:29, więc wszystko zgodnie z planem. A najważniejsze jest w tym wszystkim to, że nie mam poczucia, że był to najtrudniejszy trening w bezpośrednim przygotowaniu. Zgodnie z planem robię na tym treningu prawie 31 km (szczegóły ilustrują wpis, który czytacie)
Sobota
Jeszcze jeden trening. W porównaniu do wczorajszego jak wakacje. 90 minut biegania w pierwszym zakresie. Znów słaba pogoda, ale robię blisko 18 km. Na zakończenie dodaję 4 przebieżki po 30 sek.
To był jeden z najcięższych tygodni. Wystarczy spojrzeć na kilometraż – 90 km nie zdarza się u mnie zbyt często, a dodatkowo jest to 90 km zrobionych ze średnim tempem 4:51 min/km, więc wcale nie tak wolno.