Jak to leciało? „Jak masz odwagę, to bierz grubą lagę i wal na Pragę”? Czy raczej Pragie? Wieczorem trzeba tam biegać w grupce, więc kilka tysięcy osób, a wśród nich ja, skrzyknęło się i pobiegło….
Prawie spóźniłem się na start. Wysiadłem z samochodu na początku kompletnie zakorkowanego mostu Poniatowskiego i przebiegłem się na błonia Stadionu Narodowego. Zamiast rozgrzewki, na która już nie miałem czasu. Jeszcze tylko kolejka do depozytu (to chyba jedyna uwaga do organizacji biegu) i trucht do strefy startowej.
Ludzie przez lata nauczyli się stawać w strefach – to bardzo pomaga. Pamiętam moje pierwsze starty, kiedy jeszcze stref nie było, więc potrafiło być i niewygodnie i nieprzyjemnie i niebezpiecznie.
Pierwsze 500 metrów przez błonia Narodowego jest ciasno, nie da się biec w zakładanym tempie 4:00min/km. Potem nadrabiam i po pierwszym kilometrze stabilizuję tempo w granicach 4:00, czasem biegnę sekundę lub dwie wolnej, czasem szybciej. Mam założone, że do pierwszych 10km mam przebiec w 40min, a potem zobaczyć co się dzieje. Trasa jest świetna, w zasadzie jest na niej tylko jeden odczuwalny podbieg pod kładkę nad ulicą. Pogoda również doskonała, tylko kilka kilometrów na Wale Miedzyszyńskim pod delikatny wiatr, ale jestem na tyle mocny, że nie robi to na mnie wrażenia. Jeśli organizatorzy utrzymają konwencję wieczornego biegu i nie zmienią trasy, to polecam ją na łamanie rekordów życiowych – w przyszłym roku sam zastanowię się poważnie, czy nie robić formy pod tą imprezę. Jest naprawdę duży potencjał do świetnych wyników.
Podobno dobry czas mija szybko. I tak też minęły mi te zawody. Gdzieś około 11-12km doszedłem balonik a 1:25 (który chyba biegł trochę za szybko…). Zamieniłem z chłopakami kilka słów i biegnąc dalej swoim rytmem oderwałem się od nich. Mniej więcej na 15 kilometrze usłyszałem zza pleców „Kuba gdzie tak pędzisz?” i doszedł mnie Łukasz Borowiec. Widziałem, że jest mocny, więc spróbowałem namówić go na cięższą pracę. Pobiegł do przodu (i zrobił wspaniały wynik poniżej 1:23!), a ja wciąż biegłem zakładanym tempem. Kolejne kilometry mijały szybciej, bo w drugiej połowie biegłem już po kilka sekund poniżej 4:00min/km (średnia z całego biegu to 3:57min/km).
Moim celem był wczoraj dobry bieg, trener uprzedził mnie, że nie walczę o życiówkę. I muszę przyznać, że w tej drugiej połówce, na ostatnich 8-9 kilometrach miałem niezwykłą radość z dobrego, równego tempa. A jak się biegnie równo lub lekko szybciej w drugiej części zawodów, to im bliżej mety tym więcej ludzi się wyprzedza. A to oczywiście niesie. Najgorzej wspominam 21-szy kilometr. Kilka zakrętów, zawrotów w okolicach Stadionu Narodowego, już coraz mniej sił, a jednak dość szybki 3:54 (przedostatni w 3:49). Potem finisz (na którym ktoś mnie wyprzedził), medal (bardzo ładny) i koniec. Satysfakcja z dobrze wykonanego zadania.
Przed startem trener napisał, że jeśli pobiegnę poniżej 1:24 będzie bardzo dobrze. Czas netto 1:23:42, 144 msc Open. Przede mną ostatnie 3 tygodnie treningów do Maratonu warszawskiego.