Dziś (26 marca 2017 r.) dogoniłem siebie sprzed 3 lat, a nawet prześcignąłem siebie sprzed 3 lat. O 17 sekund. Moja życiówka na dystansie 21km pochodziła z 2014 roku z Półmaratonu Warszawskiego i kiedy dziś marzłem na starcie, po cichu myślałem, że uda mi się pobiec szybciej niż 1:22:58. Pamiętam tamten bieg dobrze – wszystko szło idealnie, pełna kontrola i walka. I dziś było podobnie. Nawet wiatr, którego się obawiałem – bardziej pomagał, niż przeszkadzał.
Trasa tej edycji jest chyba tak szybka, jak to możliwe w Warszawie. Jedyny ciężki, moim zdaniem, kawałek to około 1,5km w Łazienkach, gdzie kończył się asfalt i biegliśmy ścieżką – nawierzchnia zdecydowanie spowalniała i widziałem to u wszystkich biegaczy wokół mnie. Ale za to był długi zbieg na Belwederskiej, a podbieg na 18-tym kilometrze był chyba najłagodniejszy z możliwych, aby wrócić na skarpę wiślaną. Wydawało mi się, że większość trasy była w dół lub po równym.
Trener założył, że mam przebiec dzisiaj ze średnim tempem 3:52min/km i do 15km tak było. Obok ZOO na punkcie pomiaru czasu szybko obliczyłem, że jeśli ostatnie 6km pobiegnę po 4:00min/km to jakoś to będzie. Ale wiedziałem też, że przede mną podbieg i z każdym kilometrem będzie coraz ciężej, dlatego zacząłem energiczniej machać rękami i walczyć o każdą sekundę poniżej 4:00min/km. Potem finisz. 300-400m pokrzykiwania na siebie i zmuszenia się do wysiłku. Na mecie warknąłem dość głośno z wysiłku. Natychmiast podbiegło do mnie dwóch wolontariuszy z pytaniem, czy wszystko w porządku. Spojrzałem na zegarek i powiedziałem, że jak najbardziej. Bo wiedziałem, że chociaż nie udało się rozbić banku (czyli pobiec poniżej 1:22), to jednak mam nową kilkunastosekundową życiówkę.
Lubię w bieganiu długodystansowym to, że wcale nie ścigam się z tymi wszystkimi ludźmi na trasie (wręcz przeciwnie, często motywuję tych, którzy mnie wyprzedzają do szybszego biegu). Ścigam się sam ze sobą i to ze sobą sprzed kilku lat. I kiedy uda mi się ta sztuka, kiedy dogonię i przegonię Jakuba 36-latka, to jest naprawdę świetne uczucie.