19 stopni…. Jeszcze kilkanaście dni temu marzłem o takich warunkach, jeszcze na półmaratonie było 3 stopnie i zimny wiatr. A dziś biegałem „na krótko” i pot lał się ze mnie obficie. Wiosna zawsze daje kopa – bo jesteśmy po ciężkiej zimie, bo są efekty treningu, bo biegamy po suchych chodnikach i bieżniach oraz dlatego, że pozbywamy się dwóch warstw ubrań.
Miałem dziś w planie trening, który na początku sezonu sprawiał mi umiarkowane trudności, a teraz jest fajnym, przyjemnym bieganiem. Kilometrówki w tempie maratońskim – w moim przypadku (trenuję pod takie tempo) ma to być około 4:05 min/km. Tempo maratońskie musi być w miarę komfortowe, bo przecież mamy biec w nim ponad 42 kilometry i dlatego ćwiczymy je w różnych konfiguracjach cały sezon (od kilometrówek, przez dłuższe odcinki do zakończeń długich wybiegań odcinkami w takim tempie). Miałem w planie 6x1km po 4:05 przeplatany wolnym kilometrem (w moim przypadku około minuta wolniej).
Tylko że poniosło mnie na pierwszym i drugim odcinku. To bieżnia, więc zdałem się na oznaczenia i stoper, ale i tak wyszło po 3:48, czyli szybciej niż biegłem niedzielny półmaraton. Postanowiłem, że postaram się lekko przyhamować na kolejnych, jednak będę biegał raczej poniżej 4:00. Czułem naprawdę moc. I pozostałe odcinki weszły równie dobrze i łatwo: 3:48, 3:52, 3:52 i 3:51. To dzięki temperaturze i świetnej pogodzie – mam nadzieję, że trener nie będzie miał mi tego za złe, ale czasem po prostu „człowiek musi”….